Strony

niedziela, 21 grudnia 2014

My Breath - Rozdzial XVI

Jeśli ktoś kiedykolwiek narysował kijem na ziemi granicę pisania koszmarnego tudzież żałosnego, muszę przyznać, że ostatni rozdział ją perfidnie zignorował i jeszcze z premedytacją przydeptał. Z całego serca więc przepraszam i mam nadzieję, że moje faux pas nie zniechęciło was aż do tego stopnia by zaprzestać lektury :) (Czułam się wtedy jakbym poroniła XD ) Mam nadzieję, że ten rozdział jest choć odrobinę lepszy i obiecuję sobie, że od dzisiaj unikam rozdziałów z perspektywy Szui, bo jest źle i jeszcze gorzej. A oprócz mojej nudnej gadaniny, życzę wam wszystkich wesołych świąt! Zdrowia, szczęścia, prezentów i żeby spadł nam w końcu śnieg, bo u mnie na Pomorzu tylko wiatr od morza piździ! Śniegu ani widu, ani słychu!

MY BREATH
ROZDZIAŁ XVI
(SHUU)


Spokojnym korkiem przemierzamy zawiłe korytarze podziemnego lochu, mijając opancerzonych po zęby ochroniarzy. Nieprzychylne spojrzenia oplatają najpierw dyrektorkę, a potem mnie ze zdwojoną siłą. Odbezpieczone karabiny jak przyczajeni drapieżcy, czekają tylko na dotknięcie spustu by wypluć z siebie stado śmiercionośnych pocisków. Większość z nich to mężczyźni ubrani w białe kombinezony, albo raczej w specyficzne mundury, które spełniałyby swoją funkcję kamuflażu jedynie Antarktydzie. Jednak średnio co czwarty żołnierz, policjant czy co to tam jest, ma na sobie czarną kurtkę, spodnie i buty, a wyraz ich twarzy wydaje się mniej banalny od pozostałych. Znaczącą różnicą jest także fakt, że nie mają oni ni masek, ni tych ogromnych karabinów maszynowych, a jedynie mały pistolet przytroczony do paska spodni. Zastanawiam się czemu jest tu ich aż tak dużo, tym bardziej, że cele przeznaczone dla mi podobnych są całkowicie puste, ani żywej duszy.

- Stoją tu, żeby mieć cię na oku. - mówi kobieta, jakby czytała mi w myślach. Ona jedyna zachowuje się tu swobodnie z większą arogancją niż pozwala na to obecność tych wszystkich ludzi.

- W takim razie, muszę być rzeczywiście wyjątkowy, skoro cały oddział strażników jest potrzebny do zatrzymania jednego siedemnastolatka. A może to jednak zwykły brak kompetencji? - rzucam kpiącym tonem, kątem oka przypatrując się ich reakcji. Gdzieniegdzie ściągnięte brwi wyrażają ledwo hamowaną chęć strzelenia mi w twarz, jednak póki jestem z dyrektorką nic nie mogą mi zrobić. To ona tu rządzi, a przynajmniej wzbudza taki szacunek jakby samo jej nieprzychylne spojrzenie decydowało o podjęciu decyzji. Któż mógłby podskoczyć tak silnej osobie niżby sam prezydent naszego despotycznego państwa.

- Jesteś świadom, że żeby cię uspokoić musieliśmy wstrzyknąć ci podwójną dawkę środku uspokajającego? A nawet po czymś takim, nadal stałeś na nogach. Nie dziw się więc, że większość tu obecnych jest, łagodnie mówiąc, zaniepokojona.

- A ci w czarnych mundurach?

- To absolwenci naszej szkoły sprzed kilkunastu lat. Większość z nich to prywatni najemnicy, ale nadal pracują na rzecz państwa.

Wyjaśnia to z pewnością brak większej broni oraz bijące z ich oczu doświadczenie. Tworzą świetny kontrast z niepewnymi białymi parodiami żołnierzy. Jak czarny, kamienny mur wspierany drewnianymi, łamliwymi deskami. Nie istotne jak długo idziemy liczba ludzi wcale nie topnieje, choć teraz jakby na to spojrzeć, to postanowiono ich tu bardziej dla zastraszenia niż z rzeczywistej obawy o moje nieprzewidywalne zachowanie. Długie korytarze natomiast zdają się nie mieć końca. Idziemy już dobre kilka minut, a ja poważnie zastanawiam się jak długo byłem w stanie otępienia, bo nie pamiętam żadnego odcinka tej drogi. Chociaż, nawet gdybym był świadomy, wątpię bym zapamiętał wszystkie te zakręty i tunele. W końcu wychodzimy z podziemi, a naszym oczom ukazują się kolejne zawiłe korytarze, lecz tym razem ściany nie są już brudnoszare, a śnieżnobiałe. Chodzący w te i we w te lekarze i pielęgniarki, wskazują na to, że znaleźliśmy się w szpitalu.

Któraś z pielęgniarek w rudym kitku pokazuje nam pokój gdzie znajduje się Allyss. Skurcze żołądka nasilają się z każdym krokiem w stronę drzwi z czarnym napisem 108. Już mam zamiar nacisnąć klamkę, lecz moją rękę natychmiast odpycha dyrektorka.

- Masz zamiast się jej tak pokazać? - mówi wskazując na moją osmoloną koszulkę i podarte spodnie.

Patrzę na nią pytająco. Jeśli nie, to po prostu wrócę do pokoju, dla mnie nie ma problemu. Takie wyjście z sytuacji wyjdzie mi z pewnością na rękę.

Kobieta wzdycha, prosząc przechodzącą obok pielęgniarkę numer 2 o jakieś ubrania. Chwilę później jestem już przebrany w luźne dżinsy i świeżą, białą koszulę, której szycie blokuje mi swobodne ruchy. Na zapartym wdechu otwieram drzwi do Sali, a przed oczami po raz kolejny staje mi widok płomieni. Prędko otwieram oczy, karcąc się w myślach za zbyt słabą władzę nad impulsami. Rozglądam się po pokoju.

W białym pokoju, na białym łóżku, leży biała jak ściana Allyss w białej szpitalnej piżamie. Na białym kredensie obok nas stoi biały wazonik z białymi kwiatami, a zza białej kotary wystaje biały kitel lekarza, który widząc nas natychmiast się ulatnia. Jest jednak rzecz, która nie pasuje do tej wszechogarniającej bieli, a mianowicie - czerwone plamy wystające zza białych bandaży dziewczyny. Na moje nieszczęście, już w pełni świadoma, powoli zwraca się w naszym kierunku, nieudolnie skrywając dłonie pod śnieżnobiałą pościel. Najdziwniejsze jest to, że w jej oczach nie ma strachu ni złości, co więcej, widzę w nich troskę.

Troskę i ciepło.

Troskę, ciepło i odrobinę bólu.

Uśmiecha się na nasz widok, ukazując szereg perłowych zębów. Oniemiały wpatruję się w nią, a cała dotychczasowa wściekłość ulatnia się bezpowrotnie. No może pojawia się jeszcze na chwilę, gdy zauważam, że dziewczyna próbuje zachowywać się jakby nigdy nic się nie stało. Tak, wtedy mam jej trochę za złe, choć nie mam do tego prawa. Podnosi się z pozycji leżącej i oparta o framugę szpitalnego łóżka, spogląda na dyrektorkę, oczekując wyjaśnienia powodu wizyty. Kobieta w mgnieniu oka zakłada maskę wzorowego pedagoga, siadając na krawędzi łóżka i dopytując się o jej samopoczucie niebezpiecznie przesłodzonym głosikiem. Allyss kiwa głową, potakując, a ja zdaję sobie sprawę, że stoję w drzwiach jak ten kołek. Siadam więc na pobliskim białym krześle wpatrując się w mały, biały kalendarz zapełniony setkami białych karteczek o badaniach i operacjach. Dzisiaj jest już piątek.

- Allyss, wiem, że w obecnym stanie może być to zbyt trudne, ale mam do ciebie pewną prośbę.

Chyba zaraz się porzygam słysząc ten cukierkowy ton z ust tej gadziny. Albo może zacznę się śmiać jak utrapiony psychicznie desperat? Z powrotem zaciskam dłonie w pięści. Zawsze jest opcja, że się nie zgodzi…

- Gdy byliście w tamtym domu, pamiętasz może w jaki sposób zatrzymałaś Shuu?

Kobieta owija w bawełnę próbując jak najbardziej przekonać ją do swoich racji. Przypatruję się reakcji dziewczyny. Na myśl o tamtym zdarzeniu od razu pochmurnieje, przez co wygląda na jeszcze bardziej chorą, niż gdy tu przyszliśmy. Mam nawet wrażenie, że zaraz nam tu zemdleje. Tamte przeżycia powinny ją raz na zawsze ode mnie odepchnąć, a jednak okazuje się, że będziemy ze sobą przez to bliżej. Zbyt blisko. Smutek jednak nie trwa długo gdyż ledwie chwilę potem dziewczyna na powrót promienieje swoim dawnym, beztroskim blaskiem.

- Przykro mi, ale chyba nie jestem w stanie pani pomóc, bo sama tak naprawdę nie wiem co się tam dokładnie wydarzyło. - dziewczyna rzuca mi co chwila ukradkowe spojrzenia, jakby obawiała się ataku z mojej strony. Dokładnie waży słowa. - Wbiegłam do tamtego domu nie myśląc właściwie co robię... Znalazłam tam Shuu całego w płomieniach i chyba powiedziałam coś głupiego… - bladą dotychczas twarz oblewa czerwony rumieniec zakłopotania.

- To było chyba coś w stylu "Bez ciebie nigdzie się stąd nie ruszam!" i "Wychodzimy razem albo wcale!". - przedrzeźniam ją, mając już po dziurki w nosie zabawy w kotka i myszkę. - Może pani przejść do sedna? - zwracam się do dyrektorki.

W tym czasie napotykam mordercze spojrzenie Allyss, którego kontrast wywołuje na mojej twarzy uśmiech. Nie wiedziałem, że ta mała ciepła kluska potrafi się wściec. Choć nadal wygląda jak pięciolatek z bazooką.

- Dobrze, a więc, jak już mówiłam, mam do ciebie prośbę. Ten oto uczeń - Shuu Hayagawa, posiada nadprzeciętne pokłady energii, nad którą sam nie potrafi zapanować. Zwracam się do ciebie, byś pomogła mi go upilnować. (dop. aut. rymy jak z maszyny) Wiesz, jakby coś mu odwalało, walnąć kilka razy po łbie, to chyba załatwi sprawę.

Rozdziawione usta i przestrach w oczach dają mi cień nadziei, że jednak odmówi, co byłoby najlepszym rozwiązaniem dla nas obojga. Myśl dziewczyno, to nie takie trudne na jakie wygląda.

- A - Ale jak pilnować? Myśli pani, że dam sobie z nim rade?

- Już raz go powstrzymałaś, wiem, że możesz to zrobić po raz drugi. - puszcza jej oczko, a ja powstrzymuję się żeby nie parsknąć rozpaczliwym śmiechem.

Nie wątpię, że dyrektorka posiada wiele zabójczych umiejętności, ale kontakty międzyludzkie, lub sama choćby sama gra aktorska nie idzie jest zbyt dobrze. Z przyklejonym do twarzy bananem wygląda raczej na wiedźmę z lasu niż pogodną nauczycielkę. (dop. kor.; boje się ;w;)

Jednak skołowana dziewczyna tylko tępo wpatruje się w dyrektorkę. To chyba normalna reakcja człowieka na tak irracjonalne pytanie. Lecz z ust tej miernoty wypływa równie irracjonalna odpowiedź.

- Myślę, że mogłabym spróbować…

Jasna cholera.

Zadowolona z siebie dyrektorka wstaje, a gdyby satysfakcja była rzeczą materialną to jej z pewnością nie zmieściłaby się w tym pokoju.

- W takim razie, zostawiam was samych, bo wiem, że macie kilka spraw do obgadania. - mówi, po czy znika za drzwiami.

7 komentarzy:

  1. Fajny rozdział choć czuję pewien niedosyt. Czegoś mi brakuje ale ciężko mi to nazwać. Widać wracasz do normy. Czekam na dalszy rozwój historii.

    Wesołych świąt i niech twój talent do pisania się rozwija.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przesadzaj, nie było tak źle ;)
    Ale przyznać muszę, że ten rozdział, w porównaniu z poprzednim, jest zdecydowanie lepszy. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz: od kiedy to Allyss cierpi na rozdwojenie jaźni?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję :) A cóż to za anomalia się pojawiła? :P Nic o rozdwojeniu jaźni jako takim nie pisałam, choć może chodziło o to, że ma przeogromne huśtawki nastroju? Przepraszam jeśli wprowadziłam kogoś w błąd, bo nie wiem o co chodzi!

      Usuń
  3. Super blog, wszystko ładnie dopasowane tło ogólnie wygląd i ta muzyka która dodaje klimatu i pozwala jeszcze bardziej się wczuć w te cudowną opowieść.
    Zapraszam również do mnie blog jest praktycznie o wszystkim: http://kuba-blog32.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na prolog i 1 rozdział
    Wszystkiego dowiesz się na blogu.
    Liczę na twoją szczerą opinię o moim opowiadaniu.
    http://demony-13.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + Przepraszam, ze tutaj pisze, ale nie masz zakładki SPAM

      Usuń
  5. Witam! Zostałaś nominowana przez nas do Liebster Blog Award. Nie wiem czy bierzesz w tym udział, a więcej informacji u mnie :)

    http://lithium-bad.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award.html
    Pozdrawiamy i życzymy weny :)

    OdpowiedzUsuń