Strony

niedziela, 11 stycznia 2015

My Breath - Rozdział XVII

Dobry wieczór! Z góry przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale w przerwie świątecznej miałam jeszcze mniej czasu niż w roku szkolnym. Dopiero po kilku tygodniach byłam w stanie wejść na bloggera, a tu taka niespodzianka! Zostałam nominowana do Liebster Blog Adward! Niesamowicie się cieszę, aczkolwiek muszę znaleźć blogi, które chciałabym nominować (muszę też odpowiedzieć i ułożyć pytania, więc może to trochę zająć). Dlatego oprócz komentarza co do rozdziału, piszcie także linki do swoich blogów, lub do blogów, które szczególnie polecacie. Z chęcią wejdę i wybiorę jedenaście z nich. a razie serdecznie zapraszam do czytania!

MY BREATH
ROZDZIAŁ XVII
(ALLYSS)


W pokoju zapada cisza, przerywana tylko niebezpiecznie szybkim i nieregularnym odgłosem urządzenia do pomiaru tętna. Jakby ktoś nieprzerwanie nadawał wiadomość alfabetem morse'a. Ten irytujący dźwięk pogrąża mnie tylko ogłaszając wszystkim w okół jak szybko potrafi bić moje serce. A bije ono tak szybko, że gdyby startowało w Olimpiadzie zdobyłoby bezsprzecznie najwyższe miejsce ze złotych medalem. A teraz, chcąc się pochwalić wzięło megafon i się popisuje, przed najmniej odpowiednią osobą.

- Co ci strzeliło do głowy, żeby wbiec do płonącego budynku?

Cóż, nie oczekiwałam żadnych przeprosin, ani wznoszenia pomników na część mojego bohaterskiego czynu. Wcale nie chciałam odbierać Medalu Odwagi, ani zostać na pierwszych stronach gazet jako autorytet dla innych potencjalnych zjadaczy chleba o ile ten chleb posiadają. Nie oczekiwałam nawet, że mi podziękuję, czy coś, no ale kurna blaszka!

- Nie mam pojęcia co mi strzeliło do głowy by ratować takiego debila - moje usta po raz kolejny dają świadectwo, że pracują szybciej niż mózg. Ale szybkość w tym wypadku okazuje się nad wyraz zgubna, więc wyłapuje z powietrza wypowiedziane słowa i wkładam je sobie z powrotem do gardła. Guzik z pętelką. Uszy chłopaka są znacznie szybsze i teraz donoszą mu o moim niewyparzonym języku.

Nie wiem czy nie powinnam być z siebie teraz dumna, bo nie widziałam jeszcze nikogo kto by t a k odpowiedział tej krzyżówce tajnego agenta z seryjnym mordercą. Nikt przynajmniej nie był aż tak głupi żeby to powiedzieć na głos, bo mimo to, że Shuu nigdy nie wyraża emocji, jego wzrok zamraża i pali jednocześnie, a on chyba nie jest tego świadomy. A może i jest i to perfidnie wykorzystuje?

- W końcu i tak ja cię uratowałem - odpowiada.

Stary, ty mnie tylko łaskawie stamtąd wyniosłeś. Nie będziesz mi tu bohaterzyć, bo twoje bohaterstwo jest niczym w porównaniu z moim! Dobra, nie jestem pewna czy słowo bohaterstwo i bohaterzyć w ogóle istnieją, więc wolę nie wygłaszać mojej uwagi na głos. Ale mam za to jeszcze jedną dobrą kartę.

- Pragnę ci jednak napomknąć, że to ja zostałam ci przydzielona do opieki.

Zatkało kakao! Choć nie wiem czy ta cisza to z braku kolejnej ciętej riposty, czy po prostu uznał, że z takim dzieciakiem to nie ma sensu gadać... Znając życie i mój wyraz twarzy, to pewnie to drugie. Chociaż to, że zostałam mu przydzielona do opieki jest akurat najprawdziwszą prawdą, a prawdy nie da się zagiąć! Normalnie czuję jak mój nos zadziera się do góry.

- Jak mocno są poparzone?

Podążam za jego wzrokiem, utkwionym w moje ręce. Czerwone placki wystają lekko zza obsuniętych białych bandaży, przypominając nam o sobie i o tamtych śmiercionośnych płomieniach.

Płomieniach, które prawie nas pożarły.

Płomienie, które wywołał.

Płomieniach, które teraz czają się w jego oczach.

Chowam ręce pod pościel, starając się jednocześnie ukryć grymas bólu, który wykrzywia mi twarz. Nawet nie poczułam kiedy dokładnie je poparzyłam, bo adrenalina okazała się świetnym znieczuleniem. Szkoda tylko, że tak krótko działa. I szkoda, że nie zabiera ze sobą strachu.

- To nic takiego – uśmiecham się na tyle ile mogę. – Nawet nie bolą. Powinnam być bardziej ostrożna…

I po raz kolejny słyszę rzecz, której się nie spodziewałam. Która odbiega od standardowego szablonu wszelkich zwrotów grzecznościowych i która irytuje mnie do potęgi.

- Powinnaś.

Zaraz wstanę i ci człowieku przywalę.

Chwila. Wróć. Jego oczy. Skup się. To nie była arogancja. Znaczy się była, ale nie taka prawdziwa. Raczej taka wymuszona. Nie jestem pewna, bo mam problemy ze wzrokiem, ale za tym fałszywym murem ironii mignęło mi przez sekundkę poczucie winy. Mur z powrotem zasklepiono zanim zdążyłam się mu przyjrzeć, wracamy do punktu wyjścia : beznamiętny wzrok rzeźnika. Naprawdę czuję się przy nim jak prosiak, który zaraz zostanie przerobiony na kotlety. Gram więc na czas, by przedłużyć czas oczekiwania na miejsce w lodówce jakiegoś miłośnika hamburgerów.

- Czyli teraz mam się tobą zajmować, tak? - waham się, modląc, by nie zabrzmiało to aż tak dobijająco. Sam przekaz jest już wystarczająco dołujący, więc wolę nie ryzykować.

Mruczy coś potakująco cały czas przeszywając mnie spojrzeniem. Tym razem nie potrafię już wytrzymać. Odwracam wzrok, wbijając go w wazonik z kwiatami. Dobra, skup się, zaczęłaś to skończ, chorej nie pobiją.

- W takim razie, jako opiekun, muszę ci zadać bardzo znaczące pytanie…

Ciszę uznaję za potwierdzenie. Odchrząkuję więc i dodaję próbując naśladować jego ton bezwzględnego biznesmena.

- Gdzie masz zamiar teraz mieszkać…?

2 komentarze:

  1. Zapraszam do nowo powstałej ocenialni - Oceny Nie Z Tego Świata. http://ocenialnia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń