Witajcie! :) Co sądzicie o fabule My Breath'a? Ostatnio (czytaj: Jakieś trzy tygodnie temu, ale przypomniałam sobie wczoraj :P) Hanka (nie przedstawiłam jej jeszcze, ale to zatrudniona korektorka tekstu) (dop. kor.: no wiesz co... ;__;) zapytała się mnie co ma ma znaczyć tytuł My Breath. Szczerze, pomysł na tytuł miał wynikać z ważnego elementu fabuły, lecz po jakimś czasie stwierdziłam, że jest beznadziejny. Wymyśliłam więc (kompletnie na świeżo) pewną rzecz, którą nazwiemy "moim oddechem". Pojawi się ona... Hm... No za kilka (dziesiąt :P) rozdziałów. Ale nie martwcie się! Postaram się go możliwie najbardziej dopracować (przynajmniej mam taką nadzieję...) (ale dużo dziś tych nawiasów :D )
MY BREATH
ROZDZIAŁ IX
(ALLYSS)
Hayagawa Shuu… Musi być dobry… Musi być przerażająco dobry... Żeby zdać test na sto procent? Przechodzą mnie ciarki. Mam być z nim w końcu w zespole...
Nie mam bladego pojęcia jak, ale Shuu emanuje taką dziwną, żądną mordu aurą, która powoli wkrada się do serca siejąc strach i niepokój. I jeszcze to spojrzenie… Jakby chciał kogoś zabić… Jakby jego mózg był przystosowany do planowania tortur. Nigdy nie widziałam nikogo, kto byłby taki przerażający... Zawsze porusza się pewnie, zwinnie, a do tego z gracją i elegancką, kompletnie kontrastującą z jego posturą. Jednym słowem - maszyna do zabijania.
Nie daje mi jednak spokoju myśl, że gdy wtedy rozmawialiśmy wydawał się inny. Jakiś taki bardziej… ludzki? Nawet się uśmiechnął. Prawie niewidocznie, przez ułamek sekundy, ale jednak. Oczywiście wtedy też czułam tę przerażającą aurę, ale to nic w porównaniu z tym palącym spojrzeniem, którym mnie teraz przeszywa.
Trzy dni spędzamy na uczeniu się technik walki i wykorzystywania ich w praktyce. A ja po każdym takim treningu, czuję ból w każdej części ciała. Jestem jednym, wielkim zakwasem. Allyss - zakwas, miło mi.
Leżałam na macie już tyle razy, że dawno przestałam liczyć, podczas gdy on robił sobie ze swoimi przeciwnikami ewidentnie co chciał. Raz nawet udało mi się być z nim w parze, co przyprawiło mnie o stan przedzawałowy, ale co dziwne nie runęłam z impetem na podłogę, tylko zostałam delikatnie położona na materacu. Tłumaczyłam sobie, że to może dlatego, że jestem dziewczyną i nie chciał mi zrobić krzywdy, ale już po chwili ujrzałam jak powala Yusuko na łopatki, a potem także Mei i Hanę, która poleciała na niego z dzikim, wojennym okrzykiem i zamiarem ugryzienia go nogę. (dop. kor.: >w<)
Jedynymi osobami, które nie dały się tak pomiatać byli bliźniacy - jeden wdrapał mu się na plecy podczas gdy drugi szturmował od przodu; Hiroshi - dorównywał mu siłą, lecz niekoniecznie skoordynowaniem ruchowym; oraz dziewczyna, która jak potem się okazało ma na imię Satomi.
Na początku długo zastanawiałam się jakiej płci jest Satomi. Wysoka, wysportowana, a krótko ścięte brązowe włosy mogą równie dobrze należeć do chłopaka. Poza tym sposób poruszania się jest na tyle specyficzny, że naprawdę trudno się połapać. Ręce najczęściej trzyma w kieszeniach swoich szerokich spodni w moro, a przygarbiona postawa wydawałaby się luzacka i niechlujna, lecz gdy tylko bliżej jej się przyjrzeć, jest niesamowicie zwinna, prawie jak kot.
Walczyli ze sobą przez dobre kilka minut, nie ustępując sobie nawzajem pola. Znaczy się walka to może złe określenie, prowadzili… sparing? Wykonywali ruchy, których uczyła trenerka tyle, że z jakimś dwustuprocentowym przyspieszeniem. Potem to już nie tylko były zwykłe ciosy, ale całe układy, opracowane techniki i wszystko to z zimnym, obojętnym wyrazem twarzy. Jednak nie dowiedzieliśmy się kto wygrał, bo trenerka zarządziła zmianę w parach.
Chciałabym dojść kiedyś do takiej perfekcji, by móc bez lęku mierzyć się z kimś takim jak Shuu czy Satomi. Na razie jestem na poziomie ciepłej kluski jak to pani Natsume raczyła zauważyć.
Przez te trzy dni nie miałam najmniejszej okazji by pogadać z Shuu na temat naszego przydziału i czuję się z tym okropnie. Starałam się podejść do niego na przerwie lub po treningach, lecz nigdzie go nie było. Albo ja jestem ślepa, albo on rozpływa się w powietrzu zaraz po ogłoszeniu czasu wolnego. Mówiłam to Hanie, ale ta powiedziała, że nie powinnam go przepraszać, a jeśli muszę to mam być twarda! Mam do niego podejść i… kurna nie wiem zacząć bić pięściami o klatę jak przystoi na neandertalczyka takiego jak ja.
W każdym razie, stwierdziłam, że w piątek serio do niego podejdę, złapię go jak będzie wychodził, albo będę pukać do wszystkich pokoi na osiedlu! Przysięgam! Tylko na razie muszę jeszcze dotrwać do piątku…
Swoją drogą, idzie mi już coraz lepiej. Uniki nie były dla mnie jakąś większą trudnością, gorzej z atakami. Ale teraz potrafię już przeprowadzić całkiem zgrabny prawy sierpowy. Chociaż trenerka nie pozwoliła nam jeszcze trzymać w rękach broni, ale widzę jak dokładnie nam się przygląda, analizując do jakiego typu nadaje się nasze ciało. Jak dobrze pójdzie to może dostanę pistolet na wodę!
Trening się kończy, jak zwykle około szesnastej, więc wyczerpani, człapiemy do pokoi, by wykorzystać dobrze resztę dnia. Cóż, zwykle siedzimy, albo u nas, albo u Yusuko, ewentualnie u Hiroshiego, ale pokój tej trójki, jako, że jeden z większych, potrzebuje też więcej rzeczy do ogarnięcia, z czym chłopaki widocznie sobie nie radzą. Pocieszam się, że przynajmniej oni mają większy burdel niż my. Chociaż ostatnio nie wiem jakim cudem znalazłam swoje majtki przewieszone na lustrze toaletki. Nie wnikam…
Otwieram drzwi naszego pokoju i bez słowa padam na łóżko. Dopiero po kilku chwilach przypominam sobie, że obiecałam Yus pomoc przy obiedzie, bo inaczej nie dostanę ani kęsa jej specjału - sałatki z owocami morza.
Roztargniona wylatuję z pokoju jak torpeda, ale zamiast wybiec na korytarz, potykam się i ląduję twarzą do podłogi. Bez jaj…
Okazuje się jednak, że tym razem mam jak usprawiedliwić swoją ślamazarność. Pod drzwiami do naszego pokoju, leży kilka pudeł, owiniętych papierem prezentowym. Zdziwiony wzrok listonosza przywraca mnie do porządku.
- P-Przepraszam, dla kogo są te paczki? - próbuję wygrzebać się z tej niefortunnej sytuacji, jednocześnie podnosząc się z ziemi.
- Zaadresowane do panienki Onohara Hanako, to pani?
- Yyy… nie, proszę chwilę poczekać.
Włażę z powrotem do pokoju, kompletnie zbita z tropu. Wołam Hanę, która równie zdziwiona podchodzi do listonosza, składając wymyślny podpis na dokumencie.
- Hana, co to? - pytam, pomagając jej wnieść pudła do pokoju.
Przez chwilę dziewczyna poważnie myśli, przyglądając się na przemian mi, na przemian paczkom. W końcu, zdaje się, że na coś wpadła. Nad jej głową powinna się w tym momencie zaświecić lampka.
- Który jest dzisiaj?
- Czwarty września o ile dobrze myślę.
- No tak! - na jej twarzy pojawia się uśmiech zrozumienia. - Dzisiaj są moje urodziny!
Autorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl
OdpowiedzUsuńCały czas wyczekuję nowych rozdziałów, czytam Cię od początku ^.^ Jestem pewna, że gdybyś opublikowała na raz wszystko co zmierzasz napisać, przeczytałabym to za jednym zamachem. Nie jeść. Nie spać. Czytać. Pisz dalej bo jak nagle skończysz to Cię znajdę i zmuszę do tego! <3
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć. Niesamowicie się cieszę, że ci się podoba, postaram się częściej wrzucać rozdziały i poprawiać swój styl pisania. Serdecznie dziękuję!!!
Usuń