wtorek, 23 września 2014

My Breath - Rozdzial V

MY BREATH

ROZDZIAŁ V

(ALLYSS)


Rany boskie! Chyba bardziej będę się obawiać zagrożenia z jego strony niż ze strony rozwścieczonego niedźwiedzia! Po raz kolejny uchwytuję spojrzenie czarnowłosego chłopaka, chyba niezbyt zadowolonego z przydziału. Chciałabym się teraz zapaść pod ziemię, byleby tylko uniknąć jego wzroku. Pewnie już z góry zakłada, że będę tylko kulą u nogi. Nie mam mu tego za złe, bo pewnie tak będzie. Nie dość, że musiał mi ratować tyłek jeszcze przed rozpoczęciem szkoły, to teraz przez resztę roku będzie się musiał ze mną użerać. Mam ochotę go przepraszać za ten durny przydział i za to, że będę mu zawadzać. Wczoraj próbował być miły, ale pewnie nie oczekiwał, że będę mu towarzyszyć przez resztę liceum. Ale mam pecha…

Ośrodek treningowy znajduje się mniej więcej w połowie drogi między szkołą, a naszymi akademikami. W drodze kilka razy zbieram się na to by zagadać do niego i przeprosić, albo chociaż poinformować, że mu się nie przydam i będę tylko przeszkadzać, ale nie wiem czy sam jego wygląd czy aura nie pozwalają mi do niego podejść. Postanawiam sobie, że potem go znajdę i porozmawiam, ale nie wiem czy przypadkiem nie rzucam słowa na wiatr, bo, na litość boską, boję się nawet na niego spojrzeć.


Ośrodek szkoleniowy prezentuje się w miarę zwyczajnie, po prostu wielka sala gimnastyczna z balkonem z trybunami, drabinkami i liniami wydzielającymi boiska do piłki nożnej, ręcznej, koszykówki i pewnie wielu innych. Po bokach znajdują się drzwi do szatni do których się udajemy. Wyciągam z torby lekko zmięty strój treningowy i butelkę wody. Z moją ‘’wybitną’’ kondycją jedna może nie starczyć… Zakładam czarną, szeroką bokserkę z białym numerem 11, w której wyglądam jak worek na ziemniaki i czarne, krótkie, szerokie spodenki na gumkę. Spoglądam po reszcie dziewczyn. Czemu one prezentują się w tym tak dobrze?! Nawet niższa ode mnie Hana wygląda jakby strój idealnie do niej pasował mimo, że jest na nią o jakieś sześć rozmiarów za duży. Trochę przygaszona odwracam się, by założyć również czarne buty. Przynajmniej one będą na mnie pasować.


Czuję jak ktoś podchodzi od tyłu i zaczyna pleść mi z włosów warkocz. Rozpoznaję kojący zapach damskiego dezodorantu. Szybkie, sprawne ręce szybko ujarzmiają kosmyki, które nie słuchają się nawet mnie.


- Dziękuję, Yusuko.


- Po prostu Yus. - rzuca, związując mi włosy gumką. - Chodź, popatrzymy sobie na chłopaków. - chichocze, ciągnąc mnie za rękę do wyjścia.


Męska część naszej klasy to aktualnie największa atrakcja dziewczyn. Nie powiem, żeby mnie nie zachwycały piękne, umięśnione sylwetki chłopaków, ale nie mam w sobie tyle pewności siebie by do któregoś od tak zagadać. Yus najwidoczniej nie widzi w tym żadnego problemu. Z flirciarskim uśmieszkiem macha do brązowowłosego chłopaka. Tamten, także się uśmiecha, lecz na jego twarzy pojawiają się rumieńce.


- Podoba ci się? - pytam dokładnie przyglądając się w miarę pospolitym rysom chłopaka. Gdyby pozbył się tej dziwnej fryzury, byłby naprawdę przystojny.


- Niezbyt, ale niech się chłopak pocieszy. - mówi zalotnym głosem.


- Jaka wredota! - chichoczę pod nosem.


Czekając przed szatnią na Hanako i Reiko, dobiega nas potężny krzyk naszej, jak się domyślam, trenerki.


- Ile wy się tam grzebiecie?! Pogoń dziewczyny i do szeregu!


Chyba jednak nie musimy nikogo upominać, bo w tym samym czasie z szatni wylewa się tłum pędzących dziewczyn. Głos trenerki wyjątkowo dobrze odbija się po pustej Sali. Dołączamy do szeregu wpatrując się w stojącą przed nami kobietę. Wysoka, około trzydziestki, o atletycznej sylwetce, brązowych, krótkich, poszarpanych włosach i niebieskich, nieznoszących sprzeciwu oczach. Wygląda na doświadczonego żołnierza, który dopiero co opuścił linię frontu. Szerokie spodnie w moro i nóż myśliwski przy pasie tylko utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Jest kompletnym przeciwieństwem pani Naratsuke.


Widząc naszą szybką reakcję, uśmiecha się kpiąco pod nosem, jak na wredną trenerkę przystało. Przechadza się równolegle do utworzonego przez nas szeregu, uważnie przyglądając się uczniom.


- Tamaki Natsune. Wasza trenerka. - przedstawia się. - Słyszeliście już pewnie, że odbędziecie tu prawdziwe żołnierskie szkolenie i że nie ma żadnej taryfy ulgowej, jeśli chcecie przeżyć, oczywiście. Moim zadaniem jest przygotować was, ciepłe kluchy, do prawdziwej walki. Więc bez zbędnego gadania, trzydzieści okrążeń wokół Sali. RAZ!


Nagła zmiana tonu automatycznie pobudza nasze jeszcze ospałe mózgi do pracy. Nigdy nie lubiłam biegać… Inaczej, ja nienawidzę biegać. Zniosę chyba każdy inny sport, ale bieganie to dla mnie mordęga. Kilka lat temu nadwyrężył mi się jakiś staw w lewej nodze i chyba nie wrócił do poprzedniego stanu, więc na dłuższe dystanse sprawia mi paskudny ból. Wolę jednak trochę pocierpieć niż narażać się tej strasznej kobiecie.


Muszę przyznać, że nasza klasa całkiem nieźle się prezentuje. Chłopcy są w większości wysocy i wysportowani. Mogli by grać w reklamie promującej jakiś napój energetyczny dla sportowców, albo otwarcie nowej siłowni. Bliźniacy są chyba najniżsi, choć i tak mają spokojnie 175. Jest też jeden chłopak z wydaje mi się lekką nadwagą, lecz widać, że to urodzony zapaśnik wagi średniej. Razem trzynastu. Nie, chwila czternastu.


Jest jeszcze jedna osoba, której wcześniej nie zauważyłam. Chyba najniższy z nich wszystkich wątłej budowy chłopak biegnący kilka osób przede mną. Białe włosy wyraźnie kontrastują z jego czerwoną jak burak twarzą. Oddycha ciężko, widocznie nie przyzwyczajony do większego wysiłku fizycznego. Po dwudziestym piątym okrążeniu wychodzi z szeregu i siada na ławce. Kątem oka przyglądam się jak trenerka podchodzi i pyta co się stało. Chyba jednak odpowiedź jej nie satysfakcjonuje i po całej Sali rozlega się donośny krzyk:


- NIE MOŻESZ BIEGAĆ? W TAKIM RAZIE NA ZIEMIĘ I STÓWA!


Szczerze wątpię by mógł zrobić aż sto pompek. Już lepiej żeby pobiegł te pięć okrążeń, ale teraz już chyba nie ma powrotu. Gdy kończymy, chłopak nie jest nawet po dwudziestu. Przyglądam się jak z wielkimi trudnościami podnosi ciężar własnego ciała plus kilka kilogramów upokarzających słów trenerki. Na jego twarzy maluje się wyraźny ból, który trochę odbiega od standardowego wysiłku. Może zapał kontuzję albo ma jakąś niewydolność płuc. W każdym razie mam wrażenie, że zaraz zejdzie z tego świata.


Nie umiem się przyglądać takiemu cierpieniu i o ile działam pod wpływem impulsu, nogi same kierują mnie do trenerki, która z wrednym uśmieszkiem przygląda się jego katuszom. Aż się we mnie gotuje. Jak, kurde można kazać zrobisz coś takiego wrakowi człowieka?


- Czego chcesz? - rzuca nie odwracając wzroku od chłopaka.


Wyprostowuję się jak struna, zastanawiając się czy dobrze przemyślałam swoją decyzję. Ale jest już trochę za późno. Alka, jesteś jebaną idiotką. Zamykam oczy wykrzykując jak przystało na żołnierza.


- Chcę wykonać za niego zadanie!

sobota, 20 września 2014

My Breath - Rozdzial IV

MY BREATH

ROZDZIAŁ IV

(ALLYSS)


Wnerwiająca muzyczka z tej chrzanionej bransolety, brutalnie budzi mnie ze zbyt krótkiego jak na moje standardy snu. Nie jestem i nigdy nie byłam rannym ptaszkiem i obudzenie mnie przed 9 jest misją samobójczą. Dlatego właśnie w domu od pobudek jest opancerzony i posklejany szarą taśmą budzik oraz mój brat, który, jeśli nie działają humanitarne rozwiązania, potrafi wylać na mnie szklankę wody.

Tym razem jednak mam w miarę znośny humor. Powiedziałabym nawet, że piękny mamy dzisiaj dzień, gdyby nie to, że zaraz muszę iść do szkoły. Nie, że nie jestem podekscytowana, wręcz przeciwnie. Mój żołądek skurcza się ze stresu jak gnieciony naleśnik. Wiem, wiem, nie ma czego, po prostu zwykły, pierwszy dzień szkoły, ale nie idzie tłumaczyć tego mojemu brzuchowi.


Spoglądam przez powieki na zamglony jeszcze pokój. Wieczorem trochę tutaj ogarnęłyśmy, ale boję się pomyśleć co będzie w roku szkolnym. Siłą woli zmuszam swoje ciężkie ciało do wstania i szurając bosymi stopami po drewnianej podłodze wyruszam na poszukiwania swojego mundurka. Przy okazji zauważam, że moja współlokatorka nadal śpi sobie w najlepsze. Podchodzę do jej łóżka zastanawiając się jakim cudem ten alarm jej nie obudził. Rozkopana pościel w połowie zwisa z materaca, a białe, poczochrane włosy zasłaniają jej prawie całą twarz. Dziewczyna pochrapuje przez sen, a z jej otwartych ust wycieka stróżka śliny. Zupełnie jak mały bobas.


- Hana, wstawaj, spóźnisz się do szkoły!


Lecz dziewczyna tylko coś mruczy i przewraca się na drugi bok. Wstrząsam nią kilka razy, ale to też nie przynosi żadnego efektu. Teraz już wiem jakim utrapieniem jestem, gdy przychodzi budzić mnie. Dopiero gdy zaczynam grozić jej, że wywalę przez okno materac, zaczyna się trochę przebudzać, aż w końcu półprzytomna złazi z łóżka i człapie w kierunku szafy, mrucząc mi coś w stylu dzień dobry. 


Aby jeszcze bardziej się rozbudzić, przemywam twarz chłodną wodą, po czym od razu czuję się żywsza. Zakładam mundurek i rozczesuję pokołtunione jak zwykle włosy pozwalając im wolno opadać na moje ramiona. Sięgają mi już poniżej pasa, a dokładniej do jednej trzeciej ud. Jako dziecko zawsze chciałam mieć długie włosy i teraz wyglądam prawie identycznie jak mama. Tyle, że jej są proste jak druty, a moje uporczywie falują się na końcówkach.


Z szafki wyjmuję skromny flakonik perfum, których używam już od kilku lat. Nie stać nas na jakieś niesamowicie drogie perfumy, a te wyjątkowo przypadły mi do gustu. Niezmienny, subtelny, różany zapach przyjemnie naznacza moje ciało delikatną mgiełką.


Zwalniam łazienkę Hanie, która wydaje się już trochę bardziej ogarniać życie i siadam na łóżku bawiąc się funkcjami bransolety. Wczoraj przeszłam uproszczony kurs obsługiwania się tym urządzeniem i potrafię już nie tylko sprawdzić pocztę, ale także nastawić budzik, zadzwonić do Hany i włączyć Internet. Przekręcam pokrętło i przed oczami ukazuje mi się spis dzisiejszych zajęć, a raczej tylko jeden punkt w planie - zbiórka w Sali 42 o godzinie 8.15.


Jeszcze przez kilka chwil uwijamy się poprawiając swoje mundurki aż w końcu jesteśmy gotowe do wyjścia. Łapię swoją niebieską, sportową torbę, do której spakowałam wcześniej strój treningowy, buty i małą paczkę ciastek, którą udało mi się zwędzić z lodówki. W drzwiach dopadają nas dziewczyny i razem idziemy do szkoły.


Yusuko i Hana wydają się naprawdę wyluzowane i gotowe do nabycia nowych znajomości… szczególnie męskiej części klasy. Idą dumnie brukowanym chodnikiem przyciągając spojrzenia. Po drodze mijamy wielkie grupy uczniów przekrzykujących się nawzajem i wesoło rozmawiając. Od czasu do czasu napotykam jakieś ciekawskie, pewne siebie spojrzenia drugo i trzecioklasistów. Każde z osobna w jakiś sposób wyróżnia się w tłumie kolorem włosów, ubiorem czy zachowaniem. W moim dawnym gimnazjum wszyscy, łącznie ze mną, jakoś się zlewali w tłumie. A tutaj?


- Allyss, jesteś cała zielona. - mówi Yus.



- S-serio?! - biorę kilka głębszych wdechów, starając się przywrócić kolor swojej twarzy.

- Nie denerwuj się. - wtrąca Hana. - To tylko pierwszy dzień szkoły. 


- Taa…


Drzwi do naszej Sali wydają się wyjątkowo przerażające i ciężkie, na tyle, że mam zamiar w tej chwili wracać do akademików. Jednak stojąca za mną żelazna ściana w postaci Hiroshiego z wymownym spojrzeniem nie pozwala mi na ucieczkę. Głośno przełykając ślinę otwieram drzwi, które jak na ironię są nadzwyczaj lekkie. Do Sali wpada naraz kilka osób pchających się żeby zająć najlepsze miejsca. Hana macha mi ręką pokazując wolne miejsce za sobą. Siadam na krześle rozglądając się na boki i przyglądając się uczniom.


Większość ławek jest już zajęta. Szczęśliwe twarze wymieniają między sobą uśmiechy, pewnie większość zna się już z wcześniejszych szkół. Czy naprawdę ta rozgadana i beztroska klasa ma w przyszłości zostać śmiercionośnymi żołnierzami? O sobie nawet nie wspominam, to będzie cud jeśli po pół roku mnie nie wywalą.


- Jesteś Iwahara, nie? - słyszę po prawej czyjś głos.


Brązowowłosy chłopak kuca przy mojej ławce podając mi rękę na powitanie.


- Tak, skąd wiesz? - ściskam delikatnie jego dłoń, także starając się uśmiechnąć, lecz przy moim obecnym stanie, pewnie wyglądam jakbym miała zaraz zwymiotować.


- Dzielę pokój z Hiroshim, jestem Shinji Gemmei. - uśmiecha się uprzejmie po czym zajmuje miejsce obok mnie.- Jak ci się tu podoba?


- Pokoje są niesamowite i podobno miasteczko też jest super. - odwracam się w jego kierunku, zadowolona, że mogę się w jakiś sposób wypowiedzieć.


- Tylko trzeba znaleźć czas, żeby je całe zwiedzić. Nie mówiąc już o kasie. - wtrąca ktoś za moimi plecami.


Odwracając się zauważam sobowtóra Shinjiego z tym samym uśmiechem, zmierzającego do swojego klona.


- To mój brat bliźniak, Reiji. - pokazuje kciukiem ławkę za sobą.


- Umiem sam się przedstawić. - mówi z udawaną urazą. - A ty jesteś?


- Allyss Iwahara.


- Tak swoją drogą to masz bardzo dziwne imię, wiesz? - wtrąca Hana, która nagle włączyła się do rozmowy.


- Emm… moja mama pochodzi z Europy i w sumie… nie zbyt wiem czemu tak mnie nazwała.


- Twoja mama jest z Europy? - pyta Shinji, a na twarzach moich rozmówców maluje się niekłamane zainteresowanie, co stawia mnie w dość niekomfortowej sytuacji. Nie lubię być w centrum uwagi.


- Tak, tak mi się przynajmniej wydaje.


- To pewnie stąd kolor twoich włosów, bo chyba nie są farbowane, nie?


- Są naturalne, ale tutaj jest mnóstwo blondynów… na przykład Yusuko…


- Jest jednak różnica, farbowane włosy nigdy nie będą miały tego samego koloru co naturalne - nagle u mojego boku pojawia się Yus, porównując dla przykładu kosmyki naszych włosów jak profesjonalna stylistka. - A na pewno nie będą tak zdrowe i mocne.


Do rozmowy dołącza się też Hiroshi, który dla żartu obkręca się naszymi włosami. Miłe jest to, że nie zlewają mnie jak to często bywało w gimnazjum, a wręcz przeciwnie, zachęcają do rozmowy mimo, że nie znamy się długo.


Przerywa nam dopiero wchodząca do klasy wychowawczyni. Wita się z nami i sprawdza obecność. Pani Naratsuke jest jedną z najbardziej szykownych kobiet jakie w życiu widziałam. Zawsze pięknie uczesana, gustownie ubrana i zawsze chodzi w taki elegancki sposób, wprawiając w ruch swoje wyjątkowo kobiece biodra. Do tego jest taka miła i urocza, po prostu chodzący ideał.


Zdaję sobie sprawę, że nie zauważyłam wcześniej osoby siedzącej po mojej lewej stronie. Kruczoczarne kosmyki poruszają się z wiejącym zza okna letnim wiatrem. Oparty łokciami o ławkę czyta jakąś książkę, bystrym spojrzeniem lustrując kolejne strony. On jedyny wygląda na niebezpiecznego zabójcę, który rzeczywiście mógłby szkolić się na żołnierza. W sumie, nie zdziwiłabym się gdyby takim się okazał. Wyglądałby niesamowicie męsko w kombinezonie w moro i z karabinem przewieszonym przez ramię. Gdyby się tylko częściej uśmiechał… Nagle, złote tęczówki wbijają we mnie przenikliwe spojrzenie, aż po plecach przebiegają mi ciarki, prawie jak wtedy przy Reiko. Zmieszana odwracam wzrok.


- A więc przedstawię wam wasz plan lekcji. - mówi nauczycielka krzepiącym głosem.


Na tablicy wyświetla się długa tabela z powypisywanymi zajęciami. Z niedowierzaniem kilka razy przeglądam nasz plan. Zamiast lekcji typu matematyka czy geografia, mamy mieć treningi i jakieś dziwne zajęcia. Trening z bronią, trening manualny, trening umiejętności, alchemia, nauka o Splamionych. Średnio osiem godzin dziennie nie licząc weekendu.


- Jak już zauważyliście, macie o wiele więcej treningów. Jest to spowodowane zwiększoną śmiertelnością uczniów na egzaminie końcowym obecnej drugiej klasy. Nie martwcie się, z tyloma godzinami treningów ten cały test nie będzie dla was problemem.


Zwiększona… śmiertelność… To na egzaminach będziemy ryzykować własne życia? Żołądek wykonuje skomplikowane salta, starając się zagłuszyć dudnienie mojego serca. Na czym mają polegać te egzaminy? Z czym będziemy walczyć? Nie mają żadnych środków bezpieczeństwa? Rozumiem, że prawa człowieka w tym kraju nie są wyjątkowo uznawane, ale żeby posyłać licealistów na śmierć?


- Ile osób wtedy zginęło? - pyta dziewczyna, która ma chyba na imię Shizuki.


- Dwanaście osób. - odpowiada nauczycielka sztywnym tonem.


To prawie połowa klasy… Co dziwniejsze nikt nie wydaje się specjalnie przejęty. Jakby informacja o możliwości utracenia swojego życia, była dla nich czymś normalnym, czymś co słyszą na co dzień. Albo nie dociera do nich groza sytuacji, albo są do niej na tyle przyzwyczajeni by ją po prostu zaakceptować. Chyba nie wyglądam za dobrze, bo czuję jak Shinji szturcha mnie ramieniem.


- Hej, w porządku? - pyta zaalarmowany bliźniak, nie mam pojęcia, który, bo za nic ich nie rozróżniam.


- T- Tak. - uśmiecham się, chyba niezbyt przekonywująco.


W orzechowych oczach braci widać troskę, ale co dziwne, spowodowaną raczej moją osobą niż informacją nauczycielki. Chyba tylko ja tak na to zareagowałam. Zwróciłam uwagę nie tylko bliźniaków. Można powiedzieć, że spojrzenie pewnej osoby wierci mi dziurę w czaszce. Jakby obok mnie siedział bazyliszek w ludzkiej postaci. Tylko żeby za wszelką cenę tam nie patrzeć… Wiercenie ustaje i teraz tylko naleśnik w moim brzuchu zwija się na wszystkie strony.


- Do zaliczenia semestru musicie wykonać kilka misji, które są rozwieszone na tablicy w Wężowym Osiedlu. Aby takową misję rozpocząć, musicie zgłosić mi się z kartką. Potem powiem wam co zrobić. Jednak nie możecie wykonywać ich sami. Zaraz zostaniecie alfabetycznie porozdzielani na dwuosobowe grupy. Pamiętajcie, że jesteście w stu procentach odpowiedzialni za swojego partnera przed, po, oraz w trakcie wykonywania misji. Weźcie to sobie do serca…


Nie wiem czy dobrym pomysłem jest obarczanie uczniów taką odpowiedzialnością. Rozumiem, że musimy się martwić o partnera, ale co innego ochrona na misji, a robienie za niańkę.


- Niektóre zadania wymagają czasem większej ilości uczniów, wtedy musicie już dogadać się ze sobą. Każda misja ma stopień trudności oznaczony rangą od A do D. Bez specjalnego pozwolenia nie wolno wam brać niczego ponad C. To by było dla was zbyt niebezpieczne. Do zaliczenia semestru potrzebne są trzy misje rangi D, jedna rangi C oraz zdanie końcowej misji. Oprócz tych obowiązkowych możecie brać tyle misji ile chcecie, oczywiście za zgodą nauczyciela.


Tak, jakbym chciała zwiększyć prawdopodobieństwo swojej śmierci, z chęcią wybiorę się na poskramianie krakena.


- Nagrody w postaci wypłaty uzyskane na koniec możecie podzielić między siebie. - kontynuuje pani Naratsuke.


Nagroda czyli pieniądze, pieniądze czyli jedzenie, jedzenie czyli… krakenie, nadchodzę!



- A teraz podział grup…

Nazwiska idą alfabetycznie, więc niestety nie mam co liczyć na bycie w grupie z Haną lub z Yusuko. Boję się, że trafi mi się podobna do mnie sierota i swoją przygodę z misjami skończę nie wychodząc nawet z ośrodka.


- Hayagawa z… Iwahara.

poniedziałek, 15 września 2014

My Breath - Rozdzial III

MY BREATH

ROZDZIAŁ III

(ALLYSS)


Odchodzę kilka kroków do tyłu krytycznie lustrując swoje ‘’dzieło’’. Przez ostatnie kilkadziesiąt minut męczyłam się próbując nadać Hanie jakiś porządny wygląd i muszę skromnie przyznać, że mi się udało. Przyprowadzam ją przed lustro w pokoju, by mogła podziwiać uzyskany przeze mnie efekt. Widzę jak szmaragdowe tęczówki rozszerzają się uważnie przyglądając postaci w lustrze.

Przed nami stoi niska, elegancka, wysoko urodzona panienka o nieskazitelnym wyglądzie. Czarny, wyprasowany mundurek kontrastuje się z jej jasna cerą i śnieżnobiałymi włosami, w które wczepiłam moją spinkę z różowym kwiatem, sprawiając, że wygląda trochę jak kościotrup, lecz na to nic nie mogę poradzić.


Nie było łatwo osiągnąć taki efekt, gdyż sama Hanako była może tylko lekko świadoma, że coś w jej ubraniu nie gra. Musiałam przebrać ją w sweter, podciągnąć podkolanówki, wsadzić koszulę w spódnicę, uczesać włosy, nałożyć odrobinę makijażu i wpiąć tą cholerną spinkę, która jak na złość musiała się popsuć.


- Jest w porządku. - odgarniam biały kosmyk za ucho dziewczyny.


- Jest super! - mówi, nie odrywając spojrzenia od lustra.


Uśmiecham się wracając do łazienki żeby się przebrać. W tym czasie słyszę ciche pikanie bransolety. Podwijam rękaw lewej ręki by bliżej przyjrzeć się urządzeniu, które jak się okazuje ma mi coś ważnego do przekazania. Klikam jeden z guzików, by zatwierdzić wiadomość i w powietrzu wyświetla się kolorowy hologram przedstawiający migającą kopertę. I co teraz? Nigdy nie miałam z czymś takim do czynienia, a nie wyjaśniali jak otwiera się wiadomości!



Klikam losowe guziki w nadziei, że jakoś znajdę sposób na rozpracowanie bransolety, lecz te moje klikanie coś chyba nie skutkuje, a nawet zaczyna pikać jeszcze szybciej i głośniej co jeszcze bardziej mnie denerwuje.

Widzę jak Hana przygląda mi się z rozbawieniem i politowaniem. A kto przed sekundą wyglądał jak bezdomny? Podchodzi do mnie i klika w kopertę bezpośrednio na hologramie.


- Wow, nieźle jesteś już w tym obcykana. - mówię, zachwycona hologramem prawie tak samo jak Hana mundurkiem. (dop. kor.: Hana nołlajf XD)


Wiadomość otwiera się ukazując kilka istotnych informacji. A więc, jutro zaczynamy lekcje o 8.00 w sali numer 48 tak jak mówiła to wcześniej pani Naratsuke, dostaniemy tam wszystkie niezbędne podręczniki i papierową wersję planu lekcji. Na dole jest także napisane, żebyśmy zrobili sobie wieczorem coś do jedzenia w kuchni. Znajdziemy tam wszystkie potrzebne składniki i urządzenia.


Na samą myśl o tym burczy mi w brzuchu. Kuchnia to jest miejsce, które Allyss lubi najbardziej! Albo nie kuchnia, tylko jadalnia! Tyle mi do szczęścia potrzeba: jeść, spać i czytać. Tak żałuję, że nie można tego wszystkiego robić na raz.


- Chodź, Hana idziemy coś przekąsić! - rzucam, wesoło maszerując w stronę drzwi.


- A mundurek?


- Ale najpierw mundurek! - odwracam się na pięcie i lecę do łazienki się przebrać.


Szybko zdejmuję z siebie ubrania i przez chwilę łażę w samej bieliźnie szukając moich rzeczy. Jak to się dzieje, że zawsze ja coś gubię? Rozumiem klucze, portfel czy telefon, ale nie ubrania! Po kilku minutach znajduję je za kibelkiem rzucone i pomięte jak tylko się dało. Nie przypominam sobie, żebym je tam zostawiała, no ale cóż…


Przebieram się, co zwykle schodzi mi dwa razy dłużej, ale biorąc pod uwagę, że czeka na mnie jedzenie, mój mózg automatycznie przyspiesza myślenie i po chwili, wychodzę już z łazienki w pogniecionych spodniach i swoim wypłowiałym, różowym swetrze. Pamiętam jak dzisiaj rano dyskutowałam z mamą o tym czy jest on pudrowy czy majtkowy, aż w końcu przyszedł mój brat i stwierdził, że jest to różowy. Wspólnie ustaliłyśmy, że jednak mężczyźni nie rozróżniają kolorów…


W pośpiechu ubieram drugiego baletka, skacząc na jednej nodze w stronę drzwi, co musi wyglądać wyjątkowo komicznie gdyż słyszę za sobą cichy chichot Hany. Dziewczyna otwiera mi drzwi widząc, że nie za bardzo daję sobie z tym radę używając jedynie łokcia i wyłażę na korytarz. Szybko podążam w stronę domniemanej kuchni. Odwracam się by sprawdzić czy Hana idzie za mną i widząc, że dopiero zamyka drzwi odwracam się i… JEBS, dostaję drzwiami prosto w twarz. Impet sprawia, że tracę równowagę i po chwili ląduje już tyłkiem na podłodze.


Ktoś wychodzi widocznie zaniepokojony nagłym hałasem, ale nie widzę go przez zaciśnięte z bólu powieki. Boże, kto do cholery tak gwałtownie otwiera drzwi!?


Już mam ochotę go o to opieprzyć, ale gdy tylko otwieram oczy widzę przed sobą jak ktoś podaje mi rękę. Podnoszę wzrok do góry, by spojrzeć na jej właściciela, który okazuje się być niesamowicie wysokim, niesamowicie przystojnym chłopakiem. Samych takich dzisiaj spotykam. Co za dzień!


- Nic ci nie jest? Naprawdę przepraszam, nie wiedziałem, że tam jesteś. - mówi zakłopotany, pomagając mi wstać.


Podnoszę się już dzisiaj trzeci raz, otrzepując się… właściwie nie wiem, z czego, bo moje pośladki są nieskazitelnie czyste, gdyż upadłam na podłogę, która mogłaby mi służyć za talerz.


- Nie, chyba w porządku. - mówię, kompletnie zapominając o zamiarze opieprzenia go.


Chłopak uśmiecha się w tak uroczy i niewinny sposób, że chyba nie stać by mnie było, by mu cokolwiek zarzucić. Jest bardzo wysoki. Przy takim wzroście mógłby grać w kosza. A jeśli nie gra w koszykówkę to na pewno coś trenuje, bo widzę jak przez białą koszulę prześwitują niesamowite mięśnie.


- Hiroshi Gensai, miło mi cię poznać. - chwyta moją dłoń, całując jej czubek.


Czuję jak na moje policzki powoli wlewa się czerwień. Świetne maniery jak na kogoś kto właśnie zdzielił mnie drzwiami w twarz... A właśnie! Już prawie przestało boleć! Mam nadzieję, że nie będzie siniaka już pierwszego dnia szkoły.


- Allyss Iwahara, mi… również. - dodaję zmuszając się nie powiedzieć tych ostatnich słów ironicznie.


Jego miodowe oczy, które kolorem przypominają wykończenie tego małego pałacyku, kierują się na Hanę. Podchodzi do niej, przedstawiając się i ponawiając gest z ręką. Dziewczyna kompletnie nie okazuje zakłopotania, a nawet w jej spojrzeniu można ujrzeć lekką arogancję. Zastanawiam się czy nie są oni przyzwyczajeni do takich gestów, w końcu bogactwo i pewność siebie, wręcz odbijają się w ich oczach. Wnioskuję więc, że mieszkają w 1 strefie, a jeśli nie to z pewnością mają tam wtyki. Tam gdzie ja mieszkam, ludzie są raczej dość… sama nie wiem… nieśmiali? Chytre spojrzenie Hiroshiego z powrotem przechodzi na moją osobę, lustrując mnie od stóp do głów, jakby oceniał ile mógłby na mnie zarobić.


- Hej, Hiroshi co się stało? - krzyczy ktoś z wnętrza pokoju.


- Przez przypadek rąbnąłem waszą sąsiadkę drzwiami. - rzuca chłopak uśmiechając się do mnie wesoło.


Niesamowite jak szybko potrafi zmienić mimikę twarzy. Jeszcze przed chwilą przypominał mi polującego geparda zastanawiającego się jak podejść zwierzynę, a teraz wygląda jak niegroźny, potulny kotek.


W drzwiach ukazuje się blond włosa dziewczyna o wesołym, przyjaznym spojrzeniu. Dałabym sobie rękę uciąć, że jest modelką. Wysoka, szczupła, piękna, pewna siebie aż czuję jak zżerają mnie kompleksy.


- Cześć, może wejdziecie na chwilę?


- Pewnie. - rzuca Hana, wchodząc do pokoju jak do siebie.


Pokój wygląda mniej więcej jak nasz, z jednym wyjątkiem, u nich jest czysto. O ile dobrze pamiętam zostawiłam mundurek w łazience, a cała zawartość mojej kosmetyczki i torba leżą sobie pewnie rozwalone na całej szerokości podłogi.


Na łóżku siedzi wyprostowana, jeszcze wyższa od swojej współlokatorki dziewczyna o krótkich, brązowych włosach i orzechowych oczach. Widać, że niezbyt odnajduje się w licznym towarzystwie, a widok jeszcze większej ilości osób widocznie ją przygnębia. Pewnie musi być bardzo nieśmiała, bo panicznie ucieka przed nami wzrokiem.


- Jestem Yusuko Kuramoto, sorki za burdel. - mówi, kopiąc jedną jedyną leżącą poduszkę na drugą stronę pokoju. - A to Reiko Kaimata. - pokazuje na siedzącą na łóżku dziewczynę.


Podczas gdy Hana nas przedstawia, ja nie mogę oderwać wzroku od Reiko. Jej zmęczone spojrzenie sunie po podłodze zatrzymując się na mnie, a o oczy wydają się być coraz ciemniejsze, ciemniejsze, ciemniejsze, aż w końcu zamieniają się w dwa czarne, puste węgielki. Niewiarygodne jak wiele bólu jest w tym spojrzeniu. Czuję jakby czas nagle się zatrzymał, skupiając swoją uwagę jedynie na tych ciemnych oczach, które powoli wysysają rzeczywistość. Nie słyszę żadnych głosów, poza cichym krzykiem, który dobiega gdzieś z oddali, przyprawiając mnie o koszmarny ból głowy. Ogarnia mnie melancholia, jakby ktoś odebrał mi cały sens życia i zostawił z pustą powłoką bezwartościowego ciała. Po moich plecach przebiegają ciarki, które zmuszają mnie do cofnięcia się, lecz z trudem udaje mi się wykonać ruch.


- Hej Reiko! Yyy... przyniesiesz mi… sok z lodówki? - przerywa ten upiorny stan zaalarmowana Yusuko.


Dziewczyna spuszcza wzrok odchodząc w stronę małej kuchni, a jej oczy z powrotem przybierają swój chłodny, kasztanowy odcień. Przywidziało mi się? W końcu dzisiaj widziałam już tyle niedorzecznych rzeczy, że już pewnie nie rozróżniam rzeczywistości od swoich własnych wymysłów. Zauważam jak Yusuko i Hiroshi ukradkiem wymieniają znaczące spojrzenia. A jednak. Następuje niekomfortowa cisza, którą przerywa moje niezbyt dyskretne burczenie w brzuchu.


Serio w takim momencie? Hiroshi, stojący obok mnie parska śmiechem, co kompletnie rozładowuje napiętą atmosferę. Także się uśmiecham, choć nadal jestem zaniepokojona sytuacją, która miała przed chwilą miejsce.


- Może pójdziemy coś zjeść? - proponuje Yusuko, chichocząc pod nosem.


- Właśnie po to szłyśmy. - mówię, wychodząc z pokoju.




Kuchnia prezentuje się naprawdę świetnie, jest wielka, przestronna, elegancka, lecz zanim zacznę ją podziwiać, muszę coś zjeść. Otwieram wysoką, srebrną lodówkę, której zawartość mogłabym wsunąć za jednym razem. Na półkach poukładane są składniki w tym wszelkiego rodzaju ryby i mięsa, warzywa, produkty mleczne i żadnych gotowców. Świetnie, tylko jak ja to przygotuję?! Nigdy nie byłam, dobra z zajęć technicznych i wyzwaniem dla mnie jest usmażyć sobie jajecznice! Tym bardziej, że ostatnio jak podjęłam się tego jakże wymagającego wyzwania, prawie nie podpaliłam mieszkania. Autentycznie! Jeśli dobrze pamiętam chyba do teraz mamy trochę osmoloną posadzkę w jednym miejscu.


- Umie ktoś gotować?- pytam w nadziei, że znajdę sobie jakiegoś kucharza na dłuższą metę.


Jeśli nie, to będę musiała jeść na mieście. Matko boska, z moimi ocenami nie zbiorę wielu punktów, a brak punktów oznacza brak jedzenia, a brak jedzenia oznacza... Zginę! Zdechnę z głodu albo nauczę się gotować!



Czuję jak czyjaś ręka delikatnie odpycha mnie od lodówki. Yusuko dokładnie przygląda się składnikom widocznie, intensywnie myśląc.

- Chyba dałabym radę zrobić warzywa na patelni w sosie…


- Uratowani!- wydycham z ulgą powietrze. - Powiedz, w czym mamy ci pomóc.


- Na razie przygotujcie blat i deskę do krojenia. - mówi wyciągając z lodówki miski z warzywami.


Razem z Hiroshim, jako że najgłodniejsi lecimy przygotować miejsce pracy. Zaskakujące jak skupiona potrafi być Yusuko podczas gotowania. Przyglądamy się jej, grzecznie siedząc na blacie i starając się nie przeszkadzać. Podczas gdy Hana postanawia pokazać Reiko nasz pokój, ja zostaję sama z Hiroshim. W normalnej sytuacji bardzo by mi to przeszkadzało i pewnie wymyśliłabym jakąś wymówkę, żeby iść z nimi, ale teraz jakoś nie czuję takiej potrzeby. Chłopak nie emanuje żadną przytłaczającą aurą i mogę spokojnie powiedzieć, że czuję między nami przyjazną atmosferę.


- Naprawdę przepraszam za te drzwi. - mówi Hiroshi, drapiąc się ręką po głowie.


- Serio, nic mi nie jest. - zapewniam go. - W którym pokoju mieszkasz?


- Mieszkam w budynku obok, przyszedłem to tylko, by się przywitać. Chodziłem z Yus do gimnazjum.


- Tak? Um, a Reiko też z wami chodziła? - pytam, rozmyślając nad dziwnym zachowaniem dziewczyny.


- Eee, no tak jakby… Jeśli chodzi o to co się działo wtedy w pokoju, to musisz wiedzieć, że Reiko pochodzi ze starego rodu Kaimata - chłopak jakby czytał mi w myślach. - Byli oni bardzo groźnym i szanowanym klanem, gdyż posiadali umiejętność kradzieży snów. Potrafili włamywać się do podświadomości swoich wrogów i kraść wszystkie informacje, jednocześnie dowolnie manipulując ich wspomnieniami. Reiko posiada trochę inny dar… z tego co wiem. sprawia, że widzisz to, co ona chce żebyś zobaczyła. Możesz zobaczyć łąkę pełną kwiatów, ale także śmierć swoją i swoich bliskich. Oczywiście wszystko to jest iluzją, która trwa w zależności od jej siły i woli. Widziałaś może wtedy coś takiego?


- Widziałam jak jej oczy robią się czarne, a wszystko wokół, nagle zamarło. Słyszałam tylko jakiś krzyk, ale nie wiem czy należał do niej.


Hiroshi zastanawia się przez chwilę, patrząc przez okno, jak słońce kończy swoją wędrówkę po popołudniowym niebie. Pomarańczowe promienie oświetlają jego zamyśloną twarz o mocnych rysach i wąskich oczach, schowanych pod długimi, gęstymi rzęsami. Za kimś takim powinny ciągnąć się tłumy oszalałych dziewczyn. Jakim cudem ktoś taki jak on rozmawia ze mną? Z małą, nierzucającą się w oczy sierotą, która potyka się o własne nogi?


- Widzisz… - jego głos przypomina mi, że trochę nachalnie mu się przyglądam, więc szybko odwracam wzrok. - Reiko jeszcze nie do końca panuje nad swoimi umiejętnościami. Czasami można powiedzieć, że one ją… ‘’połykają’’. Jest to dość kłopotliwe, tym bardziej, że tak potężna i trudna do opanowania moc została przydzielona tak wrażliwej i płochliwej dziewczynie jak ona. Był to główny powód, żeby przydzielić ją z Yusuko, która jest w swoim rodzaju tarczą. Reiko bezgranicznie ufa Yus, co sprawia, że ta może ją w jakimś stopniu kontrolować. Dodatkowo, Kuramoto osiada umiejętność przechwytywania i odpychania energii innych. Musi to być strasznie wyczerpujące, więc czasami po prostu nie dają rady i Reiko trochę się… zapomina. Trochę to zawiłe, ale rozumiesz, nie?


- Tak, chyba tak.


Teraz wszystko nabrało trochę więcej sensu. Chociaż nadal mam lekkie wrażenie, że robią mnie w konia, jednak to, czego doświadczyłam w pokoju, dało mi trochę do myślenia.


To musi być straszne, posiadać w sobie moc, która w każdej chwili może tobą zawładnąć. Straszne, ale jednocześnie niesamowite. Yusuko też musi być silna, skoro przez cały czas ją powstrzymuje. Swoją drogą to całkiem romantyczne. Bezgraniczne poświęcenie dla przyjaciółki i bezinteresowna… może już skończę.


- Hiroshi, mogę się ciebie o coś zapytać? - trochę boję się, czy to pytanie jest teraz na miejscu.


- Wal śmiało.


- Czy… Czy ty posiadasz jakąś umiejętność?


Chłopak uśmiecha się ukazując rząd białych, równych zębów.


- Niestety jeszcze nie. - mówi, nie przejmując się zbytnio.


- Jak to? Myślałam, ze wy wszyscy coś umiecie.


- Auć, to bolało. - odpowiada bardziej rozbawiony niż urażony.



Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z własnego nietaktu. Rany, muszę przestać gadać co mi ślina na język przyniesie.

- Przepraszam! Nie to miałam na myśli... 
 (dop. kor.: Alka, debilu XD)

- W porządku - uśmiecha się. - Większość osób, nie posiada jeszcze żadnych umiejętności. Pewnie ukażą się one podczas roku szkolnego. Sam, na razie nie zauważyłem w sobie nic nadzwyczajnego, a ty?


- Właściwie to nie wiem, czemu mnie tu przyjęto. Na początku wszyscy myśleli, że to jakaś pomyłka, tym bardziej, że nie uczyłam się najlepiej, a nie miałam pojęcia, co będzie oznaczać ‘’klasa specjalna’’. A właśnie! Widziałam ciebie jak wracałeś z tego dodatkowego rozpoczęcia. Jesteś może z nami w 1c?


- Tak, będziemy się tutaj razem kisić przez następne 3 lata!- mówi to, kładąc mi rękę na ramieniu.


- O ile nas nie wywalą…- uśmiecham się.


- To też racja…


Do mojego nosa dobiega zapach, pysznych smażonych warzyw z przyprawami. Zeskakuję z blatu na podłogę, pędząc w stronę półek z talerzami. Tuż za mną podąża równie głodny Hiroshi z dwa razy większym talerzem, a raczej drugą patelnią. Ustawiamy się w kolejce do Yusuko, która z uśmiechem wydaje nam porcje, jak dla mnie o wiele za małe.


- Jak Hana i Reiko zaraz nie przyjdą możemy zjeść za nich? - pyta Hiroshi z nadzieją w głosie.


Jednak akurat w tym momencie przychodzą spóźnione dziewczyny. Siadamy razem przy stole, a z czasem zaczyna się schodzić coraz więcej oczekujących posiłku uczniów. Zdążyliśmy w samą porę, bo później pewnie trudno by nam było dostać się do kuchenki. Przysiadają się do nas dziewczyny z innej klasy wesoło rozmawiając o pokojach. Im więcej imion wymieniają tym mniej wszystkie ogarniam. Chou, Tamiko, Shizuki za dużo ich…


W końcu robi się tu tak tłoczno, że Reiko i Hiroshi kompletnie znikają mi z oczu. Znaczy Hiroshi jest pewnie tam gdzie kotłuje się największa grupka dziewczyn, próbująca z nim pogadać. Rzucam Hanie i Yusuko wymowne spojrzenie i wychodzimy z jadalni. Słyszę tylko za sobą krzyk Hiroshiego, zagłuszany rozmowami w pokoju.


- Do jutra dziewczyny!


Machamy mu na pożegnanie, rzucając pełne udawanego współczucia i rozbawienia spojrzenia.


- Reiko pewnie siedzi w pokoju, nie zbyt przepada za tłumami. To do zobaczenia jutro!


- Dobrej nocy! - rzucamy, wchodząc do pokoju.



Pokoju, który przypomina teraz pobojowisko. Mundurki, ciuchy i kosmetyki leżą teraz porozwalane, tak jak je wcześniej zostawiłyśmy.

- No to Hana, czeka nas sprzątanie.

poniedziałek, 8 września 2014

My Breath - Rozdzial II

MY BREATH

ROZDZIAŁ II

(ALLYSS) 


Jest tak ciemno, że nie potrafię dojrzeć nawet czubka własnego nosa, a tym bardziej tego co dzieje się przed nami. Staram przyzwyczaić oczy do mroku, lecz po chwili w miejscu gdzie stały nauczycielki ukazuje się jasna poświata. Biała kula bijąca niesamowitym światłem lewituje kilka centymetrów nad prawą ręką staruszki. Dmuchawy? Nie, ich włosy się nie poruszają. Sznurki? Nie, nie widzę żadnych linek uczepionych do tego… czegoś. Pewnie jakaś, bardziej skomplikowana sztuczka iluzjonistyczna, nie powiem robi wrażenie. Ale po co odstawiają nam taki teatrzyk na rozpoczęcie roku? Jakiś żart? Porobimy sobie bekę z pierwszaków?

Nagle kula światła rozdziela się na niezliczoną ilość dziwnych części, które wyglądają jak podłużne, białe wstążki z gracją wirujące w powietrzu. Powoli spadają ku ziemi co wydawałoby się kompletnie naturalne, gdyby nie to, że każda leci w innym kierunku. Jedna z nich znajduje się tak blisko mnie, że mogłabym ją dotknąć.

Przez sekundę zatrzymuję oddech. To nie jest żadna tasiemka, tylko maleńki, biały wąż, który w mgnieniu oka obwija moją szyję od obojczyka, aż po prawe ucho. Wzdrygam się gdy czuję chłodne łuski sunące po mojej skórze. Wpadam w panikę. Nienawidzę węży z całego serca. Co prawda, niektóre rzeczywiście są piękne, ale niech sobie będą piękne w tym swoim akwarium, z dala ode mnie. Jak najszybciej próbuję go z siebie ściągnąć, ale gdy tylko łapię się za kark zauważam, że… nic tam nie ma… Gorączkowo obmacuję swoją szyję i głowę, ale tam też nic.

Mogę przysiąc, że wtedy tam był! Przecież przed chwilą szybował w powietrzu, a potem obwijał mi się wokół szyi! Na pewno nie wpadł mi za sweter, ani nie wypełznął poza ławkę. Czy to była kolejna iluzja? Serce podpowiada mi, że ten wąż był zbyt realistyczny jak na złudzenie, lecz nie widzę innego wyjaśnienia.

Spoglądam na dziewczynę po mojej prawej stronie, by upewnić się, że tylko mnie to spotkało. Siedzi spokojnie, z niewzruszonym wyrazem twarzy. Chłodne, szmaragdowe oczy beznamiętnie, wpatrują się przed siebie kompletnie nie zwracając uwagi na resztę. Czy ona też doświadczyła tego… uczucia?

Dziewczyna odwraca się w moim kierunku z pytającym wyrazem twarzy. Zdaję sobie sprawę, jak nachalnie się jej przyglądałam. Spuszczam wzrok uśmiechając się przepraszająco.

- Wszystko w porządku?

- T-Tak, chyba tak.

Nic nie jest w porządku. Co się tu cholera dzieje?! I czemu wszyscy są tacy spokojni i opanowani? Może jednak tylko ja poczułam obecność węża?

Dziewczyna uśmiecha się serdecznie i odwraca z powrotem, wprawiając w ruch swoje krótkie, białe włosy. Spoglądam w tym samym kierunku co ona oczekując, że nam to wyjaśnią. Na podeście widzę jedynie zarys postaci, którą jest najpewniej tamta staruszka. Słyszę ciche pstryknięcie i kotary okien na powrót się rozsuwają, wpuszczając do świątyni upragnione przeze mnie światło słoneczne.


Na podeście stoi ta sama czwórka, co wcześniej. Przypatruję się twarzom uczniów, lecz większość z nich kompletnie nie przejęła się całą tą sytuacją, tak jak moja białowłosa koleżanka.

- Przed chwilą zostaliście naznaczeni przez patrona tej świątyni- mówi staruszka.- Została z was zdjęta blokada, ograniczająca wasze moce. Pewnie niektórzy z was są teraz w lekkim szoku, ale nie przejmujcie się, nic się wam nie stanie. Już niedługo zostaniecie obdarzeni nadnaturalnymi umiejętnościami, które odziedziczyliście po swoich dziadkach, którzy walczyli na wojnie jako nadludzie. Nie bójcie się, wszystko to jest kontrolowane i nikomu naprawdę nic nie grozi - jak miło słyszeć to z ust kobiety, która właśnie przed sekundą wypuściła na nas zmasowany atak latających węży… - Podczas nauki tutaj będziecie uczęszczać na specjalne treningi, które pomogą opanować wasze moce do perfekcji. Po ujawnieniu swoich mocy będziecie także uczęszczać na dodatkowe szkolenia. Oczywiście damy wam też czas wolny na zabawę i odpoczynek- nagle jej ton diametralnie zmienia się z miłego na chłodny i wręcz... groźny... - Pamiętajcie, że NIKOMU nie możecie powiedzieć o swoich mocach. Nikt z zewnątrz NIE MOŻE się o tym dowiedzieć! Jeśli jednak tak się stanie, osobę za to odpowiedzialną spotka zasłużona kara… - po tych słowach na jej twarzy na powrót pojawia się ciepły uśmiech. - Po zameldowaniu się w pokojach wyślemy wam wasze plany lekcji. Powodzenia w nauce!

Ta nagła huśtawka nastroju wydaje się troszkę niepokojąca. Jakby miała w sobie dwie natury miłej starszej pani i bezdusznego sadysty.

No cóż, mówią, że mają nam się objawić jakieś moce tak? Coś w stylu super bohaterów przemierzających kosmos w poszukiwaniu złych kosmitów? Nie, raczej banda ninja w obcisłych rajtuzach walcząca z potężnym potworem, który chce zawładnąć Ziemią. Z jednej strony, całkiem fajna sprawa, ale to przecież tak nieprawdopodobne, że mam ochotę roześmiać się z własnej głupoty. Zaczynam wariować?

Wychowawczyni każe nam wziąć swoje bagaże i wyjść przed budynek, gdzie liczy nas po raz kolejny tym razem dokładniej sprawdzając obecność. Pierwsze, co mnie w tej szkole powala to kompletne niezorganizowanie. Znając moje umiejętności orientacji w terenie i ponadprzeciętną zdolność gubienia się nawet w sklepie spożywczym, to ja w tej szkole zginę.

- Dzisiaj zostanie zaktualizowany plan lekcji - mówi pani Naratsuke wyjmując bransolety z kosza, którego wcześniej jakoś nie zauważyłam. - Jutro o 8.00 przyjdźcie do sali 48 na pierwszym piętrze, poznamy się i będziecie mogli zadawać pytania. Na razie, rozdam wam bransolety i będziecie mogli rozpakować się w swoich pokojach. Musicie dogadać się ze współlokatorem i podzielić się obowiązkami, gdyż nie przewidujemy żadnych przeprowadzek. Radzę na razie nie rozglądać się zbytnio po miasteczku, gdyż jest wielkie i łatwo można się tam zgubić, więc jutro dostaniecie też mapę całego kompleksu.

Po kolei czyta nazwiska i rozdaje nam małe, srebrne, eleganckie bransolety, na których widnieje wyskrobany numer pokoju. Na moim widnieje nr. 101 oraz napis ‘’Atheris’’. Pokoje są dwuosobowe, tak? Ciekawe, kim będzie mój współlokator. Mam nadzieję, że to ktoś w miarę normalny, przynajmniej jak na standardy tej szkoły…

Pani Naratsuke prowadzi nas wzdłuż torów tramwajowych, do ogrodzonego kolczastą siatką terenu. Dowiadujemy się, że istnieją trzy wyjścia ze Wężowego Osiedla, bo tak właśnie nazywa się teren akademików naszej szkoły. Jedno prowadzące do szkoły - jest otwarte tylko za dnia, gdyż wieczorem nie możemy wchodzić na teren szkoły; drugie - do miasteczka, otwarte cały czas; oraz trzecie- do lasu, jest cały czas zamknięte i nie wolno nam tam chodzić. Nazwy każdego z dziewięciu akademików pochodzą od jakiś świętych patronów, bóstw węży i tak dalej, oraz różnią się od siebie ułożeniem pokoi i dekoracją wnętrz. Oprócz tego, wokół nich znajduje się także dziedziniec i gabinet pielęgniarki.

Wychowawczyni żegna się z nami i odchodzi w stronę budynku szkoły, dając nam wolną rękę. Czyli teraz wypadałoby odnaleźć swój pokój. Przechodzę przez bramę i po raz drugi z zachwytem obserwuje Wężowe Osiedle. Dziewięć budynków, każdy o innej strukturze. Niektóre mają swoje ogródki, niektóre balkony, niektóre wyglądają jak wielkie, nowoczesne biurowce, a niektóre jak małe, tradycyjne chatki. Wszystkie jednak zapierają dech w piersi swoją oryginalnością i wyczuciem. Na środku mieści się plac z wielką fontanną, ławkami i drzewami wiśni, które wiosną będą przepięknie kwitnąć!

Gdy byłam mała, potrafiłam całe godziny przesiadywać w parku i oglądać jak jasnoróżowe płatki, delikatnie poruszają się na wietrze. Nigdy nie byłam zbyt kontaktowa i nie za bardzo lubiłam bawić się z innymi dziećmi. Siadałam więc pod moim drzewem, które sama sobie przywłaszczyłam i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Często próbowałam śpiewać razem z nimi, lecz moje umiejętności wokalne nie były najlepsze, więc z czasem dałam sobie spokój i nauczyłam się słuchać ich nieskazitelnego, czystego głosu. Brat nazywał mnie dzieckiem wiśni, o co w dzieciństwie strasznie się wkurzałam. Wtedy ganiałam za nim po całym parku, próbując go złapać. No, ale trudno jest złapać starszego o cztery lata chłopaka! W końcu litował się nade mną i zatrzymywał. Brał mnie na ręce i zanosił z powrotem pod drzewo, gdzie razem słuchaliśmy nuconych przez ptaki melodii.

Uśmiecham się na myśl o tamtych chwilach. Ostatni raz byłam w parku chyba dwa lata temu, gdyż potem go zamknięto. Mam tylko nadzieję, że go nie zburzą. To jeden z nielicznych cudów, które udało się uchronić po wojnie. Tym bardziej, że coraz rzadziej można spotkać te piękne drzewa.

Po prawej stronie widzę grupkę uczniów z mojej klasy, którzy zdążyli się już ze sobą zapoznać. Chciałabym do nich podejść, ale większe grupy lekko mnie przerażają. Nigdy nie byłam specjalnie kontaktowa i nie przyzwyczaiłam się do towarzystwa więcej niż dwóch osób. Może kiedy indziej się przedstawię…

Zamaszystym krokiem rozpoczynam poszukiwania swojego akademika. Nad drzwiami wejściowymi wiszą tabliczki z pełnymi nazwami domów. Mijam Virgnię i kieruję się do dwupiętrowego budynku naprzeciw głównego placu, obok którego stoi drugi taki sam akademik tylko w odbiciu lustrzanym. Na tabliczce odczytuję dziwnie zapisaną nazwę ‘’Atheris’’. W sumie, całkiem ciekawie byłoby dowiedzieć się nieco więcej o całych tych wężach. No cóż, właśnie stoję przez swoim domem na najbliższe trzy lata. O ile mnie nie wyleją.

I o ile nie zwariuję.

Biorę dwa głębokie oddechy. Naciskam na klamkę drewnianych drzwi i zaglądam do środka.

- Niesamowite. - wyrywa mi się cicho.

Ściany przedpokoju są tak białe, jakby były zrobione z kości słoniowej. Sprawdzam to nawet dla upewnienia, bo naoglądałam się dzisiaj takich rzeczy, że nic mnie już chyba nie zaskoczy. Wypolerowana podłoga jest zrobiona z drewna o niesamowitym, miodowym odcieniu. Wydaje się tak czysta, że mogłabym normalnie z niej jeść. W rogach przedpokoju stoją donice z zielonymi drzewkami bonsai, a na ścianach wiszą podłużne obrazy, na których widnieją różnobarwne smoki. Na parterze znajdują się trzy pokoje oraz mała, ogólnodostępna kuchnia. Powoli włażę po kręconych schodach na pierwsze piętro, które jest zrobione w dokładnie takim schemacie co parter. Jednak nadal nie znajduje się tu pokój 101. Zrezygnowana wdrapuję się na ostatnie piętro. Czyli przyszło mi codziennie przemierzać te cholerne schody. Rany boskie, nie żebym nie lubiła ruchu, ale teraz szczerze żałuję, że zapakowałam aż siedem par butów.

No ale muszę w czymś chodzić! Mam po jednej parze sandałów, kapci, kozaków, klapek, butów treningowych i tenisówek. Nie licząc oczywiście kaloszy, które dostarczą mi rodzice. Nie są to jakieś nowe, wypasione ‘’firmówki’’, ale każdą parę darzę niesamowitym sentymentem. W szczególności moich, trochę za dużych kapci z pandą! Są przeurocze!

Zdyszana podchodzę do drzwi mojego pokoju i staram się rozpracować jak działa skaner. Całkiem przydatna rzecz, nie wiem co bym zrobiła z kluczami. Co rusz je gubię. Musiałabym je chyba mieć przyklejone do czoła, żeby za każdym razem nie spędzać w panice kolejnych dziesięciu minut szukając ich. Przykładam bransoletę pod czytnik, który zapala się na zielono i wchodzę do pomieszczenia.

Jest tu jeden, duży pokój, który robi za sypialnie, salon i kuchnie, która jest oddzielona od reszty wysepką. W ścianie po mojej prawej stronie widzę drzwi, które pewnie prowadzą do łazienki. Na rogach białych ścian, widnieją pojedyncze panele z tego samego, miodowego drewna, co podłoga i wykończenie całego budynku. Wszystko jest tak zaprojektowane jakby w miała tu mieszkać rodzina królewska. Chyba, że tylko ja nie przywykłam do takich luksusów jak własna łazienka w pokoju.

Wchodzę głębiej do pokoju starając się nie zacząć piszczeć z zachwytu. W takiej szkole to ja się mogę uczyć! Dwie wielkie szafy, dwa biurka, ogromne lustro, dwie przepiękne etażerki, dwa wielkie, zachęcająco wyglądające łóżka i…

- Hej!

I jedna współlokatorka. Daję słowo, gdyby nie odwróciła się gwałtownie to bym jej kompletnie nie zauważyła.

Dziewczyna podbiega do mnie z uśmiechem i dopiero teraz zauważam, że przecież to ta dziewczyna z świątyni, którą wtedy widziałam. Wydawała się naprawdę miła, martwiłam się, że trafię na jakąś nieprzyjemną osobę.

- Cześć, jestem Hanako Onohara, ale mów mi Hana. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy. - dodaje szczerząc się jeszcze bardziej.

- Allyss Iwahara, miło mi. - uśmiecham się, pierwsze koty za płoty. - Chodzisz do 1c prawda?

- Tak. - dziewczyna kiwa głową. - Na drzwiach wisi regulamin korzystania z akademika, a w szafie jest twój mundurek.

Mundurek! Mam nadzieję, że nie będzie tak beznadziejny jak w gimnazjum. Dziewczyny musiały nosić białą niewygodną koszulę i zieloną, plisowaną spódnicę w kratę, w której czułam się jak worek po ziemniakach. Jednym słowem porażka. Tym bardziej, że chłopacy mieli tylko granatowe spodnie i marynarkę, której i tak nie nosili. Ale kiedy ja raz przyszłam bez tego cholernego mundurka to wylądowałam na dywaniku u wychowawczyni.

Z niecierpliwieniem otwieram piękną, jesionową szafę... Nie mam pojęcia czy to jest jesion, ale to fajnie brzmi.

Otwierając rzeźbione drzwiczki do moich nozdrzy dociera ostry, fabryczny zapach szlifowanego drewna. Na wieszakach wisi cały, wyprasowany już komplet, czyli: prosta, biała koszula, czarna spódniczka przed kolano, czarna marynarka i nawet czarne rurki na zimę. Na półce leżą też czarne podkolanówki i czarne baletki. Wszystko czarne! Mamy jakąś żałobę czy jak?

- Może się w nie przebierzemy? - słyszę za sobą głos Hany.

- Okej, to może ja pójdę pierwsza zobaczyć łazienkę.

Dziewczyna kiwa głową, otwierając swoją szafę i wyjmując z niej ciuchy. Ja także biorę ze sobą swój komplet i wchodzę do łazienki. Nie, łazienka to nie to słowo. To jest luksusowe, prywatne Spa rodem z pięciogwiazdkowego hotelu.

Mam wrażenie, że ten cały przepych mnie przygniata. Delikatnie muskam palcami poręcze przepięknej wanny, w której z pewnością aż żal się myć. Obok stoi prysznic z milionem przycisków, których z pewnością nie wykorzystam przez te trzy lata. Pewnie i tak znając życie połowę zepsuję. Na ścianie po lewej stronie wisi ogromne lustro, a nad nim rząd oświetlających je lampek. W blatach pod nim znajduje się zlew, malutka pralka, coś w rodzaju suszarki i mnóstwo szafek. Naprzeciwko drzwi stoi także trochę zakryty półścianką kibelek. Na półce nad nim znajduje się także mnóstwo środków czyszczących, odświeżaczy powietrza i nieskazitelnie białych ręczników. Jestem w raju.

Dobra, trzeba założyć mundurek. Wkładam koszulę w spódniczkę i marynarkę, które o dziwo leżą na mnie jak ulał. No może, marynarka jest trochę przyciasna, a koszula ździebko za długa, ale dawno nie miałam na sobie tak nowych rzeczy. W domu, zwykle dostawałam rzeczy po kuzynkach, które z nich wyrosły. Bardzo rzadko chodziłam do sklepu na prawdziwe zakupy, co nie zmienia faktu, że kocham łazić po galeriach. Samo patrzenie i przymierzanie sprawia przyjemność! Wciągam na nogi jeszcze tylko podkolanówki i wychodzę z łazienki.

Hana też się już przebrała i wyglądamy teraz prawie jak bliźniaki. Z jedną małą uwagą. No dobra, z kilkoma. Koszula dziewczyny wystaje na zewnątrz, podkolanówki są spuszczone maksymalnie w dół, a zamiast marynarki założyła czarną dresową bluzę. (dop. kor.: po prostu chcę być dresem, no ;w;)

Boże dopomóż.